sobota, 21 września 2013

Tomo

Witam po dłuuuugiej przerwie! J
Podczas wakacji nie mam zbyt wielkiej weny jeśli chodzi o pisanie bloga, więc spokojnie czekam na ich koniec. Do bardziej systematycznego prowadzenia tej strony wrócę w okolicach października… Chyba, że mnie promotor przyciśnie i trzeba będzie wreszcie zacząć pisanie pracy magisterskiej w trybie znacznie przyspieszonym xD

Szczerze mówiąc, pierwszy raz tak naprawdę nie chce mi się tam wracać… ale został tylko rok, jakoś wytrzymam. Nie potrafię zostawić czegoś, co już zaczęłam. I jeszcze z pewnych względów nie mogę. Szkoda tylko, że w tym roku zabraknie mi aż jednego stopnia do stypendium naukowego…  odzwyczaiłam się od braku posiadania własnych pieniążków, będzie ciężko.

Ale… nie o tym chciałam mówić. W zasadzie nadal nie mam pomysłu na dzisiejszą notkę i… AŁA, WŁAŚNIE PEWIEN SZATAN UGRYZŁ MNIE W KOLANO.
O właśnie, dziś przedstawię wam mojego nowego mężczyznę życia.




Oto Tomo.

Nasza przygoda rozpoczęła się dość tragicznie, ponieważ poprzedziło ją odejście Edwarda.
(Teraz, jeśli nie lubisz czytać długich, nudnych wywodów, wyłącz mojego bloga :D)






Edzio był ze mną prawie 4 lata i miałam całkowitego świra na jego punkcie. Gdy chorował, potrafiłam przez dwa miesiące, codziennie aplikować mu lekarstwo, smarować uszka, co kosztowało mnie potwornie pogryzionymi rękoma. 

Ale gdy wyzdrowiał, kochał mnie chyba jeszcze mocniej. Niestety… i na niego przyszedł czas, nawet myszy kolczaste nie są nieśmiertelne. Stało się to, gdy byłam u babci… przyjechała mama i opowiedziała mi wszystko. Byłam na to przygotowana od kiedy znów zaczął się źle czuć, jednak było mi okroooopnie ciężko. Jedyne co powiedziałam, to: „Nie chcę wracać do pustego pokoju”- i wtedy było wiadome, że musimy coś wymyślić. Odpaliłam Internet w telefonie i cudem łapiąc zasięg zaczęłam przeglądać strony internetowe, ogłoszenia, szukając jakichś zwierzątek. W planach od wielu lat był pies (co zresztą było obietnicą, że jeśli Edzia zabraknie, wreszcie dostanę własnego psiaka)- jednak teraz takie koszta utrzymania psa, kupienia wymarzonego, nie wchodziły w grę. Kolejną propozycją był szczur, którego jednak moja rodzinka stanowczo odrzuciła (z babcią na czele, która panicznie boi się małych gryzoni… chociaż z Edkiem po latach rozmawiała i zawsze wariował jak ją słyszał xD)… i tak oto przypadkowo trafiłam na ogłoszenie o oddaniu szynszyla. Z czym to się je już mniej więcej wiedziałam, niedawno przyjaciółka nabyła własnego i byłam w nim totalnie zakochana- ot, taka milutka, towarzyska, szara kuleczka. Siedziałam pół dnia, czytając różne strony i fora internetowe, chcąc być na wszystko przygotowaną. Kiedy już byłam pewna, że poradzę sobie z opieką nad większym gryzoniem niż do tej pory (chomiki i mysz kolczasta) podsunęłam mamie karteczkę z numerem telefonu. I już następnego dnia wieczorem, czarny aksamitny szynszyl zagościł ze swoją wielką klatką w moim małym pokoiku. Ile się namęczyłam, żeby wszystko odpowiednio ustawić i gdzieś go zmieścić… :D Edek żył w dobre 6 razy mniejszym akwarium na jednej z niskich półek XD

Niestety nasze (moje i Tomo) pierwsze dni i noce nie były kolorowe, szczególnie noce… Tomeczek kilka razy w nocy „nawoływał” (raczej brzmiało to jak płacz zepsutej pompki rowerowej) i nie potrafiłam go uspokoić… cóż, sąsiedzi na pewno nie byli zadowoleni a ja nie byłam wyspana xD Dopiero przy którymś z tego typu koncertów zauważyłam, że wystarczy zapalić mu lampkę, chwilę porozmawiać, pogłaskać i zaczynał znów zajmować się sobą.
 Trochę mi go szkoda, jest pewnie samotny (w poprzednim domu było multum zwierząt, psów, kotów, fretka, samiczka szynszyla- ale właśnie szynszyla go nie zaakceptowała i dostawał baty, co widać po jego postrzępionym uchu) ale boi się innych szynszyli (próbowałam z szylkiem Keiyu i nic, udawał, że go nie widzi a potem uciekał  :< ). 

A ja nie jestem w stanie posiadać dwóch szylków… na razie. Po miesiącu pobytu u nas, przy codziennym  minimum godzinnym wybiegu po mieszkanku i czasem spacerku pod blokiem, Tomo trochę się z nami oswoił i tylko raz na trzy noce potrafi „zapłakać”- wtedy wstaję, zapalam jego małą lampkę, porozmawiam z nim i już jest zadowolony J Kiedy jest na „wybiegu” sam do nas podbiega, wskakuje na kolana…. I JE PODGRYZA. Jednak wiem, że robi to aby zwrócić na siebie uwagę, żeby się pobawić z nim… a nie po to, żeby zrobić nam krzywdę. 

Naprawdę dużo rozumie jak na niepozornego gryzonia- prawie nauczył się otwierać drzwi przy użyciu podskoku i nacisku na klamkę! Codziennie i on, i ja uczymy się o sobie czegoś nowego. Jakiś czas temu prawie popłakałam się z radości, gdy wszedł mi sam na rękę przy wychodzeniu z klatki (zazwyczaj w tym momencie jest bardzo nieufny!)… Za to ostatnio, gdy bawiłyśmy się z nim z mamą i na chwilę wyszłam do łazienki, aby przyszykować mu piaskową kąpiel, zrobił coś zaskakującego- zaczął skakać na zamknięte drzwi, wskoczył na fotel i patrząc w nie zaczął „nawoływać” a mama nie mogła go uspokoić! :D Zniknęłam mu z oczu na dwie minuty a on już za mną płakał! :D Za to jak przyniosłam mu michę z pyłem i dokładnie się wytaczał, znów mnie zaskoczył, bo rzucił się w moje ramiona i nie chciał z nich zejść! 
Niby wydaje się, że to całkowicie normalne- ot, pupilek do trzymania na rączkach. Nic bardziej mylnego, to nie ten typ. Tomo nie potrafi wysiedzieć w miejscu, nie lubi głaskania poza klatką, co chwilę próbuje coś przeskrobać, robić rzeczy, których dokładnie wie, że nie może robić- taki mały szatan. A jednak ma swoje chwile słabości :D 

Mógłby tylko mniej mnie gryźć, haha. Jak widać po opisie- jestem w nim zakochana! Co chwilę wymyślam mu nowe zabawki, przysmaki, pokarmy. Ostatnio przyniosłam ze sklepu zabawkę dla kota, którą przerobiłam na pojemniczek-kulkę do zabawy i jednoczesnego jedzenia sianka… oprócz tego ma słomianą marchewkę, lalkę voodoo do przytulania i pełno smakołyków. Chyba pierwszy raz w życiu kupiłam gryzoniowi karmę za ponad 20 złotych… a jutro przyjdzie kolejne zamówienie na podobną kwotę XD” Zbankrutuję na nim, ale jestem całkowicie pod jego urokiem!

Ah, najważniejsze… skąd imię Tomo? Otóż Tomeczek sam sobie je wybrał, już pierwszego dnia pobytu w moim mieszkanku. Siedziałyśmy, myślałyśmy nad imieniem (do poprzedniego nawet nie był przyzwyczajony i było.. nijakie), szylek biegał sobie po pokoju. Gdy padło pytanie „To jak go nazwiemy?” sierściuch nagle wskoczył na łóżko, na dużą kocią poduchę i zaczął łapkami szurać po plakacie vistlip w miejscu, w którym… oczywiście znajdował się Tomo, wokalista zespołu. I decyzja zapadła. Jednak na „Tomeczek” bardziej nauczył się reagować, więc częściej używamy tego zdrobnienia :D


Ah…. Jaka pokaźna notka wyszła! Ale spodziewałam się tego, mogę o nim mówić i mówić, opowiadać i opowiadać… musicie mi wybaczyć, taka już jest miłość :D

Jutro wrzucę sporo zdjęć z pobytu u Yoki i naszej sesji zdjęciowej :D A kolejna notka będzie fotograficznym podsumowaniem całych wakacji. Później planuję cały cykl, mam nadzieję, że wypali.

Tomo i jego ciepły termoforek XD








6 komentarzy:

  1. przesłodziaszny <3 to jak moja królewna xD ona też jest siewcą chaosu i zniszczenia, ale czasami potrafi być powalająco słodziutka i jak się można na nią gniewać xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomo jest słodki~! Już organizuję mu transporter, moze mi sie nawet uda taki nie na kota a na duże gryzonie załatwić^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją bluzę z krzyżem dorwałam za chyba 24 zł w osiedlowym sklepiku xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Buty dorwałam na allegro :)
    A głos mam wyższy, ale jak mam przemawiać gdzieś, do czegoś.kogoś to mi się zniża xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam takie tylko czerwone... :C
      powaga taka!

      Usuń