Post na temat farbowania włosów miał jeszcze trochę poczekać- ale wczoraj stała się mała włosowa katastrofa... Także post będzie wyglądał troszkę inaczej, niż to sobie zaplanowałam.
Jak zapewne część z Was kojarzy, przez kilka dobrych lat miałam prawie biało-czarne włosy, a w tym roku postanowiłam to zmienić...
Najpierw zaczęłam od przyciemniania jasnej, spalonej już praktycznie strony...
W końcu odważyłam się na rozjaśnienie ciemnych włosów. Wybrałam domowy sposób- kąpiel rozjaśniającą (mieszanka rozjaśniacza, odżywki i szamponu). Po dwóch krótkich kąpielach (nie byłam pewna co z tego wyniknie) otrzymałam zadowalający odcień, pozwalający mi na nadanie włosom innej barwy :D
(przepraszam za brak makijażu XD)
Sposób z kąpielą okazał się ekstra- włosy ani trochę się nie zniszczyły, były mięciutkie i nic nie zapowiadało sianka :D
Miałam w planach jakiś rudy kolorek, ale ostatecznie w sklepie sięgnęłam po jakąś czerwień z Garniera (dokładnie nie pamiętam, ale to nieważne- farba się nie sprawdziła).
Nie dość, że włosy znów pociemniały, to czerwony pigment spłukał się z nich praktycznie błyskawicznie... Odczekałam aż farba całkowicie wypłucze się do rudych (nie trwało to długo...) i zdecydowałam się na farbę z "wyższej półki", ponieważ czytałam wiele pozytywnych recenzji na temat jej trwałości :)
I to był strzał w dziesiątkę!
Nadal było widać różnicę w grzywce, ale wiadomo, przecież była jaśniutkim blondem :D Szczerze polecam tę serię od L'oreal (NIE INNE SERIE, NA KONIEC ZOBACZYCIE DLACZEGO >_<). Kolor spłukiwał się wraz z wodą, ale utrzymywał na głowie- po trzech tygodniach widziałam swoje odrosty a jednak reszta włosów nadal była wyraźnie czerwona (a to bardzo rzadkie w czerwonych odcieniach). No i boska, bardzo duża odżywka <3
Farbowałam nią włosy jeszcze kilka razy, i byłam równie zadowolona.
Ostatnio jednak zaplanowałam małe zmiany, chciałam uspokoić ten odcień czerwieni (z każdym farbowaniem okazywał się coraz bardziej żarówkowaty...)- marzyło mi się wyrównanie koloru, czyli żeby włosy na czubku głowy miały taki odcień jak same końcówki (na zdjęciu na placu zabaw widać tę różnicę).
Najpierw jednak musiałam je ściąć, po bo lecie zaczęły mi wypadać baaardzo intensywnie (nie mogę mieć długich włosów- za słabe cebulki)
Byłam (i jestem) niezbyt zadowolona z tego ścięcia, a zwłaszcza z grzywki... Jestem fanką prostej i gęstej, a fryzjerka namówiła mnie na jej wycieniowanie... więc teraz muszę zaczesywać ją czasem na bok, żeby nie mieć "grzebienia" na czole ;_;
Ale jak widać- kolorek był ładny, najbardziej podobał mi się z tyłu- taka winna czerwień.
Wczoraj postanowiłam znów zaufać marce L'oreal.... i przejechałam się na tym bardzo, bardzo, bardzo.
Nigdzie nie mogłam dostać tego odcienia:
Jest odcieniem ciemniejszym od mojego faworyta... ale przetrząsnęłam każdą drogerię w Białymstoku i nigdzie go nie było! O_O
Zadowolona z firmy, szukałam więc innych czerwieni i w łapki wpadła mi ta pianka...
565 Ognista Czerwień
Nigdzie nie było próbki koloru, ale chyba nazwa powinna mówić sama za siebie, nie? Kolor na pudełku też mógł się trochę różnić, no ok... ale jak spojrzałam wczoraj w lustro po farbowaniu... to zwyczajnie się rozryczałam.
Jakby to opisać słowami... Kolor był.. ciemny, jak widać. Taki ciemny brąz, wymieszany z czarnym, fioletem i wystającym w paru miejscach poprzednim czerwonym...
W każdym bądź razie- ZERO OGNIA. I ZERO CZERWIENI.
Umyłam włosy szamponem ziołowym, rano umyłam dwukrotnie również tym samym... i ten piekielny brąz nie chce się sprać! W poniedziałek kupię Nizoral... tyle miesięcy rozjaśniania poszło się dymać...
Najgorsze jest to, że teraz nie mogę ponownie rozjaśnić włosów, bo je stracę (kolega fryzjer ładnie mi wszystko wyjaśnił...). Muszę odczekać ze dwa tygodnie, a potem kombinować... albo pogodzić się z ponownie ciemnymi, nijakimi włosami.
Zrobiłam dziś kilka zdjęć, żeby sprawdzić jak to wszystko komponuje się z makijażem a nie z zaryczaną buźką... no ale nie jestem nadal szczęśliwa.
Porównanie przed i po farbowaniu...
Także... nie polecam!
:(